Komentarze: 0
— U mnie by! towarzysz, który bardzo poetycznie grat na bałałajce, — wmięszał się do rozmowy adjutant. — Każdą piosenki; potrafił wybrząkać, — ciekawe? co?
Powiódł pytającym wzrokiem po zgromadzeniu, poczem zakonkludował:
— Prawdziwie zdolnych łudzi mato.
— Głupców znacznie więcej, syknął Zdzisław. Dotmatow się obraził.
— Jak to pan rozumiesz? — zapytał ostro.
— Tak, jak i pan. Potwierdzam tylko.
Objaśnienie wydało mu się dostatecznem, jednakże sapiąc gniewnie powrócił do swego kurczęcia z sałatą.
— Żyć w obłoku! — brzmiał w drugim końcu stołu entuzyastyczny głos Brunona, — upajać? się poezyą, zdaleka od wszystkiego, co tarza się, ryczy, czołga i wyje.